W warszawskim metrze i w większości autobusów i tramwajów słychać rozmaite komunikaty. Najczęściej to nazwy przystanków, ale nie tylko. A od kiedy jest z nami wirus, pojawiły się informacje dodatkowe. Między innymi taka:

Przypominamy o obowiązku zasłaniania nosa i ust w pojazdach transportu publicznego oraz zachowywaniu bezpiecznego odstępu od innych osób.

Kiedy pierwszy raz po dłuższej przerwie wsiadłam do autobusu i usłyszałam to zdanie, zbaraniałam. Nie byłam pewna, czy dobrze słyszę i niecierpliwie czekałam na powtórkę, żeby się upewnić.
Usłyszałam, zanotowałam skrzętnie obie wersje językowe i pomyślałam „dawno nie słyszałam takiego zła, aż chyba o tym napiszę”.

Bo – tu pozwalam sobie na założenie – taki komunikat ma obudzić zapominalskich, upomnieć niesubordynowanych i ogólnie dbać o maseczkowy porządek w tym kawałku świata. Ma do spełnienia konkretne zadanie, więc powinien być przede wszystkim skuteczny. Tymczasem brzmi jak fragment przemówienia z minionego ustroju, co nie najlepiej wróży skuteczności. Jest zbudowany z długich, skomplikowanych słów i unika tych, którymi mówimy na co dzień (jak np. autobus!). A przede wszystkim jest skierowany do niewiadomokogo. Czyli do nikogo.

Gdzie jest adresat?

Wyobraź sobie, że ktoś wychodzi po zakupy i kiedy stoi w drzwiach, orientujesz się, że nie ma portfela, więc z zakupami będzie kłopot. Czy zawołasz wtedy „Przypominam o konieczności zabierania do sklepu środków płatniczych”? Oczywiście możesz, ale pewnie skuteczniejsze będzie „Ej, portfel weź!”, czyli zdanie skierowane bezpośrednio do adresata. Per, nie bójmy się tego słowa, ty.

Komunikat w autobusie jest w całości skierowany do kosmosu. Nie mówi wprost ani komu przypominamy, ani kto ma obowiązek, ani kto ma zachować odstęp. Czyli? Na pewno nie ja.

Pojazdy transportu publicznego

– Czym dojeżdżasz do roboty?
– Pojazdem transportu publicznego linii 185.
– A ja podziemnym pojazdem transportu publicznego.
– O, to masz fajnie, bo one, podobnie jak naziemne szynowe pojazdy transportu publicznego, nie stoją w korkach.

Brzmi jak nasze codzienne rozmowy? No właśnie.
Przez pierwsze tygodnie myślałam, że komunikat brzmi tak dziwnie, bo musiał być nagrany szybko i pasować do wszystkiego, czyli brzmieć tak samo dobrze w tramwaju, w autobusie, na stacji metra, na promie, w trolejbusie i wręcz w kolejce linowej. A potem „się poprawi i podmieni” – kto tego nie zna z autopsji, niech pierwszy rzuci czymś prowizorycznym.
Ale minęły miesiące, wszyscy już wiemy, że maseczki zostaną z nami na dłużej, a komunikat ma się świetnie.

Dodatkowa ciekawostka: nigdy nie słyszałam, żeby ktoś w Warszawie mówił o autobusach i całej reszcie „transport publiczny”. Zdarza się „zbiorkom”, „komunikacja miejska”, „komunikacja zbiorowa” albo nawet „komunikacja”.
To, że strona ze zbiorem informacji o warszawskiej komunikacji miejskiej od 2017 roku ma adres wtp.pl, czyli skrót od „Warszawski Transport Publiczny”, nie ma tu wielkiego znaczenia. Choćby dlatego, że wcześniej długo była stroną Zarządu Transportu Miejskiego, skracaną do ZTM.
Przede wszystkim jednak dlatego, że to nie twórcy strony są adresatami komunikatu. Tylko my – my, pasażerowie zbiorkomu (czyż to nie brzmi dumnie?). I dla nas hasło „pojazdy transportu publicznego” brzmi odlegle, górnolotnie, nienaturalnie. Nie jak to coś, do czego właśnie wsiedliśmy. Czyli? To nie do nas.

Czym się różni osoba?

Komunikat mówi Przypominamy o obowiązku zasłaniania […] oraz zachowywaniu bezpiecznego odstępu od innych osób.

Czyli można wnioskować, że zasłanianie jest obowiązkowe, a zachowywanie odstępu nie, bo końcówki się różnią. Kusząca myśl, ale nie pójdę za nią – w przepisach, które nas do czegoś z pandemicznych powodów zobowiązują jest taki bałagan, że nie mam do tego zdrowia.

Zatrzymały mnie za to inne osoby. Inne, przepraszam, od czego? Po czym mam je rozpoznać? Czy to wszystkie osoby, które nie są mną? Jeśli tak, to dlaczego mam się od nich odsuwać w autobusie, a nie wszędzie? A jeśli chodzi o współpasażerów, to dlaczego nie można powiedzieć od współpasażerów?
W mojej głowie rozszalały się złośliwe skojarzenia ze zwrotami w stylu „Niech osoba tu podpisze” czy „Cena już od 15 zł za osobę” i przepadło, już jestem myślami gdzieś między urzędem a buntem przeciwko handlowi ludźmi. Równolegle mam też cały szereg skojarzeń z innością jako obcością – trudno powiedzieć, co gorsze.

Jeśli cele autorów były zbliżone do tych, które założyłam na początku, to komunikat ich nie osiąga i nie osiągnie. Nawet jeśli – co usłyszałam niedawno, czyli po co najmniej roku od publikacji wersji pierwszej – zamienimy fragment w pojazdach transportu publicznego na na stacjach i w wagonach metra. Trochę lepiej, bo kontekstowo, ale nadal źle.
Całość jest za długa i brzmi nienaturalnie. I ani nie przekona zbuntowanych, ani – co gorsza – nie wyrwie z letargu kogoś, kto maskę ma w kieszeni i po prostu zapomniał.

Nie działa. Ale dlaczego?

Gdybym miała zgadywać, dlaczego ten komunikat tak brzmi, jako jeden z prawdopodobnych powodów podałabym źle pojętą grzeczność. Tę grzeczność, która często w praktyce przejawia się unikaniem za wszelką cenę tak zwanego „tykania”.

Często słyszę obawy, że jeśli napiszemy coś wprost, ktoś może się obrazić. Słyszę i rozumiem obawy, pewnie kiedyś coś więcej o nich napiszę. Na razie jednak próbuję się skupić na celu tego konkretnego ogłoszenia – celu, którego zdecydowanie autorzy nie osiągnęli. Ten komunikat ma być przede wszystkim skuteczny. Czyli dotrzeć do odbiorców, zostać zrozumiany i (w idealnym świecie) wywołać konkretne działania.
Jednym ze sposobów zwiększenia skuteczności jest bezpośrednia forma. I – niespodzianka! – wiedzą to nawet nasi autorzy, bo do innych pasażerów mówią zupełnie inaczej. Chociaż teoretycznie mówią do gości, których przecież należy traktować tym uprzejmiej…

Jak transport publiczny mówi do gości?

Zaraz po wersji polskiej usłyszałam lektora, który czyta komunikat dla pasażerów anglojęzycznych:

Remember to cover your mouth and nose in public transport and keep safe distance from other passengers.

Ach, jak im pozazdrościłam! I tego, że wiedzą, kto i co dokładnie ma zakryć. I tego, że mają się odsuwać od współpasażerów, a nie od UFO. I oczywiście tego, że ich zdanie jest krótsze o jedno słowo, że nie ma w nim grzmiącego z mównicy nadawcy ani wielosylabowej terminologii.
Na domiar złego moje badania na niereprezentatywnej grupie potwierdziły, że np. w Londynie ludzie mówią „public transport” na autobusy i całą resztę.

Czyli można. Na pewno można i po polsku, choć wcale nie twierdzę, że mam pełne kieszenie idealnych pomysłów. Za to ze zdumieniem odkryłam, że skuteczne pomysły mają nawet autorzy tego grzmiącego przypomnienia, które słyszymy (a przynajmniej osoby, które pracują w pokrewnej instytucji). Bo na plakatach przyklejonych do szyb w autobusie hasło brzmi zasłaniaj usta i nos.

Plakat z hasłem „Zasłaniaj usta i nos”

Oczywiście nie wiem, czy do WTP wpływają skargi od obrażonych taką formą pasażerów. Za to pamiętam z różnych projektów, w których brałam udział, że jasne instrukcje użytkownicy po prostu wykonali. A nad ich formą i nad tym, czy taka forma im odpowiada, zastanawiali się dopiero wtedy, kiedy o to poprosiłam.

Dlaczego zatem można napisać wprost, a nie można powiedzieć np. W autobusie zasłaniaj usta i nos i zachowaj odstęp od współpasażerów, pozostaje dla mnie zagadką.

Na deser moja ulubiona wersja instrukcji – krótko i na temat.

Plakat z osobą w maseczce i hasłem „Kryj ryj”